
Mariańskie _aźnie to piękne, uzdrowiskowe miasto położone wśród gór. To kurort znany z leczniczych wód już w XVIII wieku, bywali tam – i nadal bywają – wielcy tego świata. Tak więc bywał tam Goethe, Aleksander Dumas, Chopin… Miasto tworzą dziesiątki przepięknych rezydencji, luksusowych kurortów, pałacyków, hoteli, will… Obrazu dopełniają rozliczne fontanny, malownicze parki, skwerki i… morza kwiatów. Stałych mieszkańców jest 15 000 ale zawsze przebywa tu ponad 10 000 kuracjuszy i turystów, głównie z Niemiec i Austrii.
To właśnie w tym pięknym miejscu byliśmy na Międzynarodowym Festiwalu w ramach wymiany z czeskim zespołem folklorystycznym „Marijanek” (gościł u nas w sierpniu tego roku).
Otwarcie festiwalu i nasz pierwszy występ odbył się na scenie opery w Mariańskich Laźniach. To nieduże miasto ma nie tylko przepiękną operę ale i Filharmonię, gdzie odbywa się co roku Festiwal Chopinowski. Oprócz nas przyjechało na festiwal 7 zespołów: głównie z Czech i Moraw, zza granicy był zespół z Grecji – no i my. Następnego dnia wzięliśmy udział w barwnym korowodzie ulicami miasta. Prowadzeni przez wielką orkiestrę dętą i mażoretki maszerowaliśmy uśmiechając się i machając licznie zgromadzonym widzom, cały czas nas fotografującym i filmującym. Raz po raz stawaliśmy by trochę potańczyć i wtedy tym bardziej nas filmowano, no i oczywiście oklaskiwano.
Korowód kończył się na tak zwanej Kolonadzie czyli wspaniałym deptaku otoczonym zabytkowymi pijalniami wód. Na ogromnych schodach stanęły wszystkie zespoły, tu witały nas władze miasta, tu też każdy zespół dał krótki popis swoich umiejętności.
To „gwiazdowanie” bardzo nas zmęczyło więc po obiedzie pojechaliśmy do ośrodka wypoczynkowego w którym spaliśmy. Tu nad wodą oddaliśmy się błogiemu leniuchowaniu, my, to znaczy starsza grupa, mali bowiem jak zwykle szybko się „zregenerowali” i o siedzeniu nie było mowy, a co dopiero o leżeniu! Potem przebraliśmy się znów w stroje i pojechaliśmy zwiedzić nieco miasto z naszymi przemiłymi pilotkami Rożenką i Jarką. Zaczęliśmy tradycyjnie, znaczy od lodów – były pyszne! Potem obejrzeliśmy grającą fontannę, nie była tak duża jak ta w Pradze ale też piękna. Potem zwiedzaliśmy pijalnie próbując oczywiście wszelkich wód. Na koniec kupiliśmy niezły zapas „platków” czyli tradycyjnych mariańskich wafli wyrabianych tu od 150 lat. No a potem musieliśmy pojechać na występ do miejscowości Valy niedaleko Mariańskich Lazni. Występ bardzo nam się udał, zbieraliśmy naprawdę gromkie brawa. Naszym chłopcom zaś bardzo podobał się… pisuar w gospodzie. Była w nim zielona trawa i bramka!
Wieczorem Kapela Miglance, jedna para i trzech opiekunów pojechało na zabawę do hotelu Aleksandria. Przygrywały do tańca kolejne kapele, bawili się zaś zaproszeni goście. Było bardzo sympatycznie. Reszta zaś zespołu została w hotelu i też się nieźle bawiła!
To był naprawdę dłuuuugi dzień… I naprawdę wspaniały.
W niedzielę z rana poszliśmy do kościoła. Tu wszyscy dostali książeczki więc odpowiadaliśmy i śpiewaliśmy po czesku. Fajny ten język – modliliśmy się np. „za misie” – czyli za misje. Kościół był wspaniałą klasycystyczną budowlą, jednak nasze zainteresowanie wzbudził jeden z bocznych ołtarzy. Była nań nasza Matka Boska Częstochowska, a pod nim na obrusie wyhaftowano złotymi nićmi: „Maryjo Królowo Korony Polskiej módl się za nami”. Po mszy odśpiewaliśmy tam naszą „Czarną Madonnę”, aż wyszedł do nas proboszcz i miło z nami pogawędził. Okazało się, że ten ołtarz to dar od Polaków licznie przed wojną odwiedzający uzdrowisko. Oprócz „misi” były na mszy i inne osobliwości: byliśmy jedynymi młodymi ludźmi! Naszym maluchom ksiądz nie za bardzo chciał dawać komunię, aż musieli potwierdzić to opiekunowie. Poza tym prawie wszyscy brali opłatek na ręce. W kościele byli głównie Niemcy i Austriacy i dla nich msza była częściowo odprawiana po niemiecku.
Po obiedzie pojechaliśmy na następny występ, tym razem do Frantiszkowych _aźni. To było dopiero „wypieszczone” miasteczko. Znów rezydencje, kurorty, ogrody, fontanny, a na deptaku… dziesiątki ogromnych palm, czuliśmy się jak w St Tropez! Tu koncert był w parku przy dużym luksusowym kurorcie. Po półgodzinnym koncercie (również gromko oklaskiwanym) zaproszono nas na poczęstunek gdzie w pięknym holu czekały na nas pyszne słodycze i napoje. Po występie zwiedzaliśmy pałac Klemensa Metternicha, który ciekawym splotem wydarzeń zachował się nietknięty wraz z wspaniałymi wnętrzami pełnymi zabytkowych przedmiotów, mebli, obrazów... Mogliśmy więc oglądać liczne pamiątki po Napoleonie, stół przy którym obradował Kongres Wiedeński, sztukę z całego świata, egipskie sarkofagi, starodruki z IX wieku n.e. i wiele, wiele innych…
Wieczór zaś to już była sama radość. Było to wspólne ognisko, ale gdzie ono było! My nazwaliśmy to „małpi gaj”. Był to bowiem osobliwy plac zabaw z niezwykle pomysłowymi i często nader prostymi zabawkami. Wszyscy doskonale się bawili zjeżdżając po linach, uciekając przed workami, przeskakując strumyk jak Tarzan, odbijając piłkę na uwięzi itd.! Do tego kiełbaski, placki, wspólne śpiewy i tańce – czegóż trzeba więcej?
Następnego dnia po śniadaniu trzeba było niestety wyjechać… Po drodze zwiedziliśmy jeszcze Pańskie Skały zwane też organami, czyli skały utworzone przez kolejne wybuchy wulkanu. Bardzo były osobliwe.
Był to naprawdę wspaniały wyjazd. Nie tylko wiele zwiedziliśmy, zobaczyliśmy. Poznaliśmy nowych ludzi, poznaliśmy inne kultury, przeżyliśmy niezapomniane chwile. Utwierdziliśmy się, nie po raz pierwszy zresztą, że nasza ludowa kultura, nasze stroje, muzyka, są piękne i wzbudzają w świecie zachwyt i zainteresowanie.
Byliśmy też wspaniale podejmowani, zarówno przez zespół Marijanek jak i przez władze miasta ( w „Fotoreportażach” są między innymi zdjęcia ze spotkania z burmistrzem). Wszędzie spotykaliśmy się z przyjaźnią, serdecznością. Zostaliśmy też zaproszeni na przyszły rok na festiwal w morawskim mieście Breslaw.
Dziękujemy naszym sponsorom: wójtowi Gminy Włoszakowice p. Stanisławowi Waligórze i Starostwu Powiatowemu Lesznie. Dziękujemy też naszym instruktorom i opiekunom. p. Zosi Dragan, p. Tomkowi Kicińskiemu, p. Ani Grochowczak, Ali Dragan, p. Basi Samol